poniedziałek, 26 października 2009

Pikne ciało pedagogiczne

Toki chop to ma raj w szkole. Na co dzień go otaczają wspaniałe koleżanki, zawsze skore dobrym słowem poczęstować, a chop joki by świnty nie był to łasy na te dobre słowa. A potem przyndo szanowne rodzicielki i też z tym uczycielem tok tylko świergoczo jokby te opowieści o złych szkołach i kiepskich uczycielach to bajki do straszenia niegrzecznych dziecioków.

W gminie beł bal uczyciela. Mówiem wom raj na ziemi. Chopów jok
rodzynok w tonim keksie. Jeden na hektar. Czarujonce damy w ślicznych
toaletach zewsząd otaczają. Każdo miła, każdo coś zaświebocze, każdo
kokietuje.

Ryms, rampampam i zagrała orkiestra i wsie ślag trofił. Dwóch kulegów
co to dziwnie obcesowych beło teroz znaleźli kompaniję poł litrowej
butelki z chirą łypiącą. Ja co siem doł zabajtlować tem biniom nadobnym
teroz zblodł i nerwowo nawioł do tentego miejsca.



Co robić? Nie żebym nie wiedzioł jok sie kołysoć do walczyka. Nie, o
nie. Może mi los urody pożałował, ale pókim gibki to i nogi sie do
tańca rwą. Tyla, ze kogo wybroć najsampierw. Najlepiej bełoby derekcję,
ale Jok tu z Waldkiem tańcować, a wice derekcja nie przyszła na bal.
Jok poproszę Alę to się Ula łobrazi, a Bożenka przegno.



Jednok świnto to świnto. W końcu sie przełomołem i sprytem rozwiązołem
problem. Najsampierw zatańczyłem z panio co dostała nagrodę burmistrza.
Okazało się, że ani Ula, ani Ala, a tym bardziej się nie gniewojo. To
mnie we łbie sie te babskie zawiści ubrdały. A tyhc rodzynków wcole nie
tok mało, bo parkiet sie zaludnił.



I uczyciele sie bawili długo i jakos tok dziwnie nikt sie nie pobił ani
nie naubliżoł. Nie było śpiochów w sałatce czy pod stołem. Nagrodzonym
kożdy gratulowoł, a derektorowi kozdy dobrze zyczył i nawyt szczerze to
wyglondoło. Do domu wróciłem o trzeciej nad ranem. Poznołem połowę
piknych dziewuch z gminy. Aż się chce do szkoły chodzić.Nie wim na co te ludziska narzekajo.

czwartek, 1 października 2009

Minął miesiąc

Szkoła stara, ale jok nowa. Nowy tynk, nowe okna, nowych kilka sal. Prawie nowych. Szkolna biblioteka jak nowa ze stanowiskami komputerowymi. W ubikacji papiór, mydło w podajniku. Drzwi z nowymi tabliczkami. W klasach fironki i kwiotki. Kolorowe dekoracje. Niesztampowe.

Wlozłem do tej nowej, starej szkoły i się zadziwiłem. Na wsi tako szkoła. Nie rudera podpirana belkomi. Z dużo nową salo gimnastyczną. Wspomnienie nie tak odległe mej szkoły podstawowej w mieście wojewódzkim z minisalką do gry w squasha, z odrapana lamperią i klasami z wypchanym bażantem, rozklekotanymi szafami i pożółkłym pocztem królów Polski. Nie było szafek, a wszyscy podobnie szaroburzy. Nie trzeba było mundurować. Teraz jest jakże radośnie, a minęła ledwie dekada, może półtorej.

W nowej, starej szkole za moich czasów jeszcze mentalnie skrzywionych po miesiącu firanki byłyby wypackane plakatówkami, drzwi w ubikacji byłyby nadpalone, podajnik z mydłem leżał w bibliotece zalewając obgryzione zbiory dzieł Centkiewiczów czy Szklarskiego, na nowym tynku ktos nabazgrołby już stosowne haiku o drużynie przeciwnej albo sonet miłosny kochom Justynę, a na Sali gimnastycznej łoberwanoby wszystkich jeden koszów. Papiór toaletny skończyłby się zanim zaczon, a latarenki przy skalnioku pozostałyby mglistym wspomnieniem. I nie wim czy to dzienki temu środowisku czy jednak w ogóle się zmieniamy.

piątek, 25 września 2009

Papióry

Co kraj to łobyczaj tako rzecze stare porzekadło. Co szkoła tyla papiórów do roboty. Ministerka godała, ze ma tych papiórów być coraz mniej. Nawet MEN ostatnio przypomniał, co by tych papiórów nie mnożyć, ale oczywiście wsie w łapoch derektora.

Jedne som tokie, że im szafów brakuje, bo juz ni mojo gdzie trzymoć tej makulatury, którą każą naprodukować. Jok bełem małym śpikiem to po wywiadówce za gatki wpychało się gazetów co by żyć od pasa tok nie bolała. Widoć te derektory dobrą lekcję wzieny z dzieciństwa i sobie zadki ta makulatura chcą chronić. Szkoda tylko, że zawracajo głowe uczycielom, którzy zamiost sie rychtowac do lekcji to dupochrony derekcji majstrują.

Drugie som tokie, że każo w przypływie fantazji produkowac jokies papióry, a to fantastyczne plany, a to zmyslne procedury. Toki słomiany zapoł po szkoleniu. Siakis mundrala sie pochwolił, że wyrychtowane ma w szkole takie papióry nad papiórami, ze wizytatorowi z kuratorium gembo się szczerzyło jok mi do karkówki z grilla. Derektory nie chcom być felerne i dawoj do roboty gonio, żeby mieć też cudeńka.

Som jeszcze derektory co to cud, miód, malina i papiórów każo robić jok uloł, ale wsie wiedzą, ze tokie derektory som,ale nikto ich nie widzioł.

Moj derektor to typ drugi. Na poczatku roku wydumał sobie, że będziem teroz robic ekstra robote wychowawczą, a do tego potrza nowych, sprytnych sposobów. Dostołem sie do grupy roboczej i na wczorej wykombinowali takie superaśne rzeczy, że ło matko. Derektor dokumenty wzion i słuch po nich zaginoł. JHo to sie nowet upomniołem co z tymi papiórami, a derektor pochwalił, a jakże i łobiecoł, że na nastepnej radzie pogodomy. No i nie pogodoliśmy.

Tydzień temu wyjszło, że kolejne moje papióry co to jeszcze na wakacjach wyrychtowałem mozna rzucic w kosz. Derektor na znak zaufania pedzioł, żebym w tym roku przygotowoł dziecioki do konkursu przedmiotowego. Takom strategiczna taktyke wykombinowałem, że już widziołem jok przełazim kolejne etapy. Potem miołem okazję te plany zetknąc z dzieckami i juz nie beło tok rózowiósko, a potem okazało się, że konkurs nie byndzie jok rok temu zimą tylko w październiku i se mogę wsodzić swe plany tom gdzie wstyd zaglondoć.

No i jok tu ducha nie gasić, gdy człek do roboty zapalony, a potem okazuje sie, ze to na marne, bo co chwila się władzy zminio koncepcja, a przykłod idzie z góry. Teroz derektor postawił nowe wyzwonie, ale nie wim czy on tak na poważnie czy se jaja robi. Jo jeszcze młody i we łbie buzuje, więc zapaliłem sie do roboty. W weekend nowy papiór wyrychtuje.

niedziela, 20 września 2009

Po co komu podręczniki do angielskiego?

Jo se tok dumom, że podręczniki to uczycielom przyszkadzajo w robocie. Bo to same zmortwienia ino bez te ksionżki.

Najsampierw potrza je wybroć. Lezie taka bida do ksiengarni i zazira na jedno, i zazira na drugo i te ksionżki takie same jeno w jednej som pszczółki, a we drugiej motylki.
Pszczółki takie pracowitsze to se wybiorę pszczólki wygrymasił uczyciel, ale potem trza porównać cenę. Taka sam jak ta z motylkami. No to policzyć ile jest naklepek. Tyla samo. Niech byndo te pszczółki.

A tu do wsi pyndem gazuje CeBeA. Czemuś ty wybroł pszczółki jok motylki kolorowsze, a pasikoniki o dwa zeta tańsze, a biedroneczki som w kropeczki. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Naszoł wrzesień i dziecioki poszły do szkoły. Tamok uczyciel kazoł kupić ksionżki z pszczółkami. Kazoć to un se może. Dwa tygodnie, a ksionżki ma 1/3 klasy. Reszta ma wykopki abo inne sprawunki, a zreszto w mieście ni mo ksionżek. Uczyciel powinien som kupić i do wsi przywieźć, bo tok robiła uczycielka i beło dobrze. No to uczyciel jadzie kupić ksionżki, bo durak. Ksionżki nawiózł do wsi, ale kupiła 1/3, bo reszto i tok ni mo czasu. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Uczyciel to franca ksionżki nowe kazoł nakupować, a tu w telewizji godojo, że ministerka pozwoliła stare ksionzki używoć. Jadzia mioła stare ćwiczenia po bracie. Wypełnione jok sie potrzy, a ten sie uparł jok stary cap i nowe i nowe. Nawet wygumkowała bidula te ćwiczenia. Cało godzinę siedzioła i gumkowała psiokrewski długopis, a ten tylko nowe i nowe. Cwaniok jeden, a ministerka mówi, ze mogo być stare. Oszust, bo pedzioł, że musi być nowy podręcznik. Ludziska sie wykosztowali, majuntek wyprzedali by kupić nowe. Ludzie niegłupie i swoje wiedzo. Musieli mu te od pszczółek do kieszeni co włożyć. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Na końcu roku wyjszło, że dziecioki gdziesik nie napisały egzaminu dobrze, bo uczycielki nie zrealizowały programu. Na feriach sie lenię, i wakacje zbijajo bąki, a potem jok trza robotę zrobić to ni majo czasu by zrealizować program. Potrzcie ten też leń jeden z drugim nic nie robi. Całe pitnaście stron ksionżki niezapisane. Tu ściubnął, tam ściubnął, ale tyla jeszcze ksionżki pustej zostawił. Nie mioł czasu programu zrealizować, ale wsie święta w chałupie przesiedzioł zamiost do roboty chodzić. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Gapi się uczyciel w podstawę programową i ni w ząb nie wie o co chodzi. Otworzył ksionżkę i już wi. Potem galopuje z to ksionżką i pyta kulegów. Ratujcie co robić? Jo tok gonie i gonie. Ledwie po łebkoch lekcję zrobie, zadanie do domu na dwie strony wysmaruję, ale widzę, ze i tak tego podręcznika nie dam rady zrobić całego. Derektor zwolni, ludzie oplują, a kuledzy wyśmieją. Ratujcie. Tok skamle uczyciel na forum uczycielskim.
No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Jo już wim, czemu ministerstwo nie kupi praw do jednego podręcznika, który możnaby opublikować w internecie, by kożdy mogł sobie ściągnąć i wydrukować za pińć zeta. Lepij dopłacoć co roku bidakom. Lepij jest rozdawoć nowe koncesje na nowe podręczniki, bo jeszcze by ktos pomyśloł łot czego te ministerstwo. No i zawsze sie ktoś przypindoli, że wybroli te z pszczółkami, a nie motylkami.

wtorek, 15 września 2009

Wszyndzie dobrze gdzie nos ni mo

Uczyciele to majo dobrze, bo robio po 18 godzin, a własciwie to 13,5, bo tyla godzin zegarowych to ich robota. Reszte se bimbają i jeszcze te wakacje, ferie, świątki, rekulekcje i inne akademie. Dlatego kumbinują ludziska jok tu tych uczycieli zamyknąć w szkole na 8 godzin, bo tyla robią uczciwe robotniki. Uczyciele robio na opak winc pewnie nieuczciwe. Tylko gdzie ich poupychoć w tej szkole. Jok byndo siedziec na kupie to nic ino naplotkują, kawe wysiorbią, bo roboty tak w kupie się nie do zrobić. Ale uczciwe ludzie nie mogą przeboleć winc najlepiej uczyciela zamyknąć, co ma mieć lepiej.

Godoć z ucziwymi trudno, bo oni majo swoją matematykę, ale w końcu kożdy uczyciel ma powołanie winc oprócz przedmiotu zajmuje się oświatą ogólną, abo jok to specyjalisty wykumbinowały pedagogizacja rodziców cokolwiek to za cholerstwo jest. Jo winc naskrobał rozdzielnik godzinowy i podsunął jednemu rodzicowi. Co un z tego zrozumi to się aż boję, ale popatrzta com nabaźgrał.

rzetelny nauczyciel w tygodniu
pensum 18 g dyd + 1 = 14,5 h
przygotowanie do zajęć = 10 h *
zeszyty i ćwiczenia = 7 godzin **
Raz w miesiącu praca pisemna = 10h***

Sprawdziany = 10h patrz praca pisemna w domu
Dokumentacja niech byndzie to minimum w tyg. 1-2 godziny. ****
Sprawy wychowawcze - Niech to byndzie tylko 1h tygodniowo *****
Sprawy funkcyjne w szkole 1-2 h
Opieka (dyżury, wycieczki, dyskoteki) 2 h tygodniowo

suma ok 55h / tydzień

Teraz sie pobawta matematyką i pokożcie gdzie nauczycielom dołożyć. Wiela punktów zostało potraktowanych optymistycznie, bo sprawdzion można poprawioć godzinę, bo w szkole so różne zdarzenia i na sprawy wychowawcze traci się wincej czasu, bo dokumentacji semestralnej nie da sie zrobić w październiku, bo do tego dochodzi samoksztołcenie (zminiojące się prawo oświatowe oraz podstowy programowe), a trza sie tyż rozwijoć, coś przeczytoć, bo każda dziedzina się dynamicznie zminio, bo trza mieć tyż rozeznanie co młodzież aktualnie nurtuje. Nie będę z pokoleniem bentena czy hannah montana godoł o muminkach i koniu Karino. A jok mi który w zeszycie napisze WTF to tyz pasuje wiedzieć co to. Godzine wychowawcza o bulimii przeprowadzić w oparciu o rzetelne informacje, dokształcić sie w udzielaniu pirwszej pomocy, wiedzieć co sie dzieje na świecie, rozróżnioć tipsiarę od blachary, mieć pojecie czy Legia ma sztamę z Ruchem czy raczyj z Zagłebiem itd itd

Proszę to teraz rozpisać na godziny.

*(każda lekcja to ok pół godziny. So takie, że trza posiedzieć 2-3 godziny, a so takie, że storczy kwadrans. Nie trzeba się przygotowywać? patrz nagłówek rzetelny nauczyciel, a nie partacz. W kożdej klasie so uczniowie dysfunkcyjni (dysleksja, dyskalkulia, adhd) dla nich trzeba osobny pakiet. Trza posiedzieć, a każdy jest indywidualnością, winc nie da się Jackowi dac tego samego co Klaudii) Winc ograniczmy się do 10h)

** (kożdy uczy 150-200 uczniów. Raz w miesiącu należy sprawdzić ćwiczenia i zeszyt) niech to bedzie tylko 10 minut (nauczyciele się uśmieją, bo w 10 minut to se można przekartkować, a nie przeczytoć, wyłapoć błendy i je opisać, ale niech to będzie choćby 10 minut) 160 uczniów/4 = 40 zeszytów albo ćwiczeń 40 X 10 minut = 400 minut = cirka about 7 godzin

***Arytmetyka jak przy zeszycie tyle, że na poprawę ok kwadransu 40 X 15 = 600 minut

****(statystyki obecności, sprawozdania, dokumentacja bieżąca . Pod koniec semestru jest to kilkanaście godzin,ale rozbijmy to na średnią (choć się nie da)

*****Nie ma uczniów bezproblemowych. Kożdemu potrza choć
chwilę poświęcić. Nieśmiałego popchnąć do działania, nadpobudliwego
ukierunkować, rozrabiakę zdyscyplinować, lenia zmotywować, profilaktycznie wskazoć pewne wzorce. Nie podejmuje się tego ująć w ramy czasowe. 25 uczniów w klasie. ile minut tygodniowo 5, 10 czy 30.

******(Zespół wychowawczy, zespół przedmiotowy, opiekun samorządu, opiekun gazetki, opieka nad klasopracownią, kożdy cosik mo.)

piątek, 11 września 2009

Pikna szkoła

Momy pikną szkołę. Najpikniejszą. W ubiegłym roku wtynkowali. Dwa lata wcześniej wykostkowali dziedziniec. Tok opowiadają uczyciele. Jo ino widzioł jok w tym roku pikny skolniczek robili. Tuje posodzili i choiny i kwiotki różne i trowki świżej zasioli. Teroz jeszcze jok pan Edzio skuńczy malowoć płot to już byndzie pirwsza klasa. Szkoła wyglondo elegancko. Jok kto spojrzy to musi pedzieć, że tutoj to mojo superaśne szkoły.

Ino to jest tok jok czynsto bywa,że jak zaziro poza fasadę to okazuje się że pikna kolorowa ściana na starej belce podparta i strach do środka włozić. Tutoj belki ni mo i ściony stoją. Wchodzisz do sali, a tom krzesła najróźniejsze jokby kozdy przytorgoł swoje z domu. Czasem tych krzeseł braokuje i dziecioki ganiojo po szkole i szukojo gdzie jest jokie wolne.

Spytołem czy mozno dostoć kulorowo kredę. Możno, ale w sklepie jok se kupie.
Spytołem czy jest magnetofon. Jest, nawyt dwa so. 12 klas i dwa magnetofony. Trza tok kumbinować, żeby sobie poradzić, czyli kto pirwszy ten musi ustąpić pani Bożence, bo ona dwa lata temu wyżebrała magnetofon. Drugi i tok stoi przybity gwoździomi w jednej sali co to jest salą muzyczną.

W pracowni komputerowej jest piknie. Kafelki nowiuśkie na podłodze. Okna dwa lata temu wstowili. Biało tablica, cołkiem profesjonalno. Możno po niej pisoc ino ni mo czym. Trza se kupić. Jest 10 komputerów. Działa 6, a 5 ma dostęp do internetu, a 1 to nawet ma słuchawki i można sobie posłuchać. Za to przed salo jest nowa kamera. Pilnuje tych cudeniek. Przed szkoło so trzy kamery. Pilnują skalnioka i latarenek koło niego.

Wczorej poszedłemżech skserowoć extra cwiczenia dzieciokom co majo w olimpiadzie broć udzioł. Ksero się na wrzesień skuńczyło. Za dużo nauczyciele planów nadrukowali i zabrakło proszku. Następna dostawa na początku października. Teroz wożniejsze jest płot pomalowoć. Taki łobdrapany durnie wyglądo przy tym nowym skalnioku.


Sprawozdanie ze spotkania z rodzicami

Pirwsze spotkanie z rodzicielkami mioło być strosznie trudne. Naczytołem się w internecie jokie te rodzice stroszne, że sie o bele co przypindoloją i że kłótliwe cholery i jeszcze kożdy mundrzejszy od drugiego.

Potem sie naczytołem jakie to fajerwerki uczyciele gotują rodzicom co by im beło miło na tokim zebroniu. Trza plan mieć, bo potem sprowozdonie z tokiego spotkania się robi. Oprócz planu trza wymyślić cosik fojnego by uczyciela polubili no i trochę tych rodziców poedukowoć, by wiedzieli co się w oświocie dzieje.

Czasem łot tego czytonia to możno zdurnieć winc nie czytojcie za wiela. Jo się naczytoł i ślęczyłem nad tymi duperelami ze dwie noce. Trenowołem mowe przed lustrem. Rozplanowołem co bynde godoł. Trochę informacji ze szkoły, troche o sobie, dyć jestem nowy, trochę o przepisoch i reformie co by ministerka beła ze mnie dumna no i jeszcze jaki żorcik tak by sie podlizoć, że jo równy chop. Na kuniec miołem już imiennie pochwolić każdego wychowonko, żeby już cołkiem wleźć rodzicom do tyłka. Tak jedne psychologi mowiły, że tokie chwolenie dobrze rodzicom robi i jok już byndo szczenśliwe to potem łatwiej nimi manipulowoć.

No to bełem wyrychtowany jok panna na wesele i pojechołem na to spotkonie. Najsampierw derektor mioł mowę. Nagodoł sie o skolnioku przed szkoło, że to burmistrz toki świnty. Potem coś tom opowiodoł o reformie (cheba tyż się chcioł ministerce podlizoć). Potem cosik pożartował, że dzieciów mało, bo sie rodzicielki obijojo. Jok sie juz baby nachichrały to kazoł płacić za ubezpieczenie. Cwoniok musioł tych samych psychologów czytoć co jo.

Po tej czenści łogólnej pedzioł, że teroz to się mogo rodzicielki spotkoć z wychowowcomi w klasach. Lekka mnie drgawka wziena, bo się mi pokićkało w łepetynie co żem sobie jo to przygotowoł. Planu misternego nie chciołem zawolić i na mienkich nogoch polazłem do swej klasy.

Otworłem drzwi i czekołem aż kto przyndzie. Czekołem, czekołem aż po dziesięciu minutoch wpodły dwie rodzicielki się wpisoć na liste i pognoć do innej klasy bo tam tyż majo dzieci. Zdonżyłem się przywitoć i pedzieć, że jo Krzysiek jest. Po chwili jeszcze jedna przyszło, ale łokazało się, ze una z klasy "be", a jo mom "a." Posiedziołem jeszcze 10 minut, ale nikt nie przylozł to se poszedłem. Co będę tu tak sam siedział?

Mowię wom nie czytojcie za wiela, bo zgłupiejecie. To, że w mazowieckim jest strasznie nijok nie pasuje do podkarpackiego. To, że u mnie prowie nikt nie przylozł i co lepsze żodnego sprawozdonia nie chcioł ze spotkania to nie znaczy, że w gminie łobok jest tok samo.



poniedziałek, 7 września 2009

Wycieczka szkolna w sobotę

Dziecioki mnie dziś oblozły i pytoją; kiedy jadziem na wycieczkę? No to bekłem, że jutro i po chwilowym hurra ja zapytołem - a gdzie jadziem? Łokazało się, że tako w szkole tradycja, że na początku roku lezo do kogoś na łognisko. Ot cała wycieczka. Byla ze szkoły nawiać. Fajno tradycja, bo jo tyż chętnie nawieje. Jeno zamiost komuś po chałpie sie szlajoć wykumbinowałem, że pojadziem rowerami do lasu.

Wyjszło, że wszystkie dzieciaki rowery majo ino jo ostatnia lebioda ni mom. Dało się to jednok siakoś załotwić. Rowery momy, miejsce w lesie zaklepone, bo łojciec jednego bisurmana jest leśnikiem, habanino kożdy mo swoje przytorgoć. Jutro mom 6 godzin to jok w mordę szczylo pasuje. Fajno ta tradycja.

Poszedłem sie pochwolić derektorowi, joki jo sprytny i w jeden dzień wycieczkę zorgonizowołem. Derektor pokiwoł głową i pedział, że tradycja włośnie sie skuńczyła. W tym roku w Warszawie nakozali godziny liczyć i tero wycieczki byndo ino w sobotę. Nakozali w pirwszej klasie - błysnołemżech erudycyją. Zgoda, ino u nos w szkole jest jak u muszkieterów. Jeden za wszystkie, winc jok pirwsze klasy majo godziny liczyć to reszto tyż i tradycji już ni mo.

Co żem się nabiedził jok to pedzieć klasie by mnie nie zaciukoli. Bohatyrsko zwoliłem wszystko na derektora, że wymyślił nowo tradycję. Wycieczki bedą w soboty, winc wszystko gro. Zamiost jutro pojadziem w sobote do lasu. Wyjszło tok, że nastypną lekcję wychowawczo trza byndzie zrobić jokich wyrozów nie używomy w szkole, a w sobote to se mogie jechoc na wycieczke z derektorem. Nie, dziekuję. Jo tom wolę moją żonkę.

piątek, 4 września 2009

Pierwszy tydzień morderczy

Włośnie dotorłem do chałpy po tygodniu roboty. Urobiony po pachy. Sił storczyło jeno by wytorgać z lodówki piwo zimne, jasne, pełne i pstryknoć w guzik laptopa. Jok mi by kto dzisioj pedzioł, że uczyciele majo łotwo robotę to chiba bym wyrżnoł w japę.

Jo myśłoł, że to w gimnazjum jest ugór, ale kilka lekcji w klasach początkowych szkoły podstowowej mnie sprowodziło no ziemię. Tom ni mo ćwiczeń i dziecioki na dupie nie usiedzo. Jok ich jest 24 i kozde chce sie zopytoć abo coś pedzieć to ni mo szons by beło cicho. Trza ich siakoś zbajerować, a winc namorduje się uczyciel by fojno zabowa była, a to igroszkę nową trza rychtować, bo tamto się znudziła. I tok 45 minut z rozbiegonymi gałami, żeby kożdego miec pod okiem, by nie wlozł na okno, abo nie ciuknoł koleżkę w łepetynę, bo zaro jest bitka.

Ledwie na rotunek zadzwonio to zaroz na skaranie dzwoni nazad do roboty. Po 5 godzinoch juz nie wiodomo jok się som nozywosz. Po sześciu potrzysz no drzwi, a we łbie sie tok kolibie jokby kto pierdyknoł bloszonym wioderkiem.

Wrocom do chałpy, a tam papiry do obrobienia. Siakieś plany do poprowki, trza zaglądnoć co jutro wykombinowoć z drugo be, a co z pionto. No dodotek derektor kazoł wypisoć co jo bedę robił na extra godzinie, któro ministry uczycielom kozoli wyrobić. Teroz kożdy mo swoje 18 godzin dydoktycznych i jedno godzinę zegarowo extra na zajęcia extra. Ino na wsi ni mo gdzie tego naupychoć, bo sal brakuje, dziecków mało, a autobus zabiro ich o 14.30. Ktoś chcioł dobrze, winc z Warszawy nakazoł, a że wszystkie w terenie widzo, ze pomysł do dupy to już ni nowina. Przyzwyczajone, że w stolicy kiepsko prowincje widoć.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Zarobiony jestem

Jak tam synek ci jest na tych wakacyjach

Matulu, dzieci może majo wakacyje, ale jo już robię od tygodnia
. Najsampierw derektor kazoł se poczytoć statut szkoły co bym wiedzioł jak u nich jest. Potem musiołem wyrychtować plan nauczania, a jak wyrychtowałem to trza było poprawiać. Wreszcie dostołem polecenie wypicować klasę. Znaczy się ją przyozdobić. Chciołem sie wymigoć, że zrobię w ciagu roku, że chce dać uczniom się wykazoć. Derektor to jednok winkszy cwaniok i kazoł na powitanie samemu wyrychtować, a potem se z uczniomi bynde poprowioł.

Siodłem w chałpie i zaczołem wycinoć coś z kartonu, a tu tyść wpado, zeby mu pomóc i gapi się.
A co ty robisz?
A do roboty takie tom.
Przewolił ślepiomi, ale grubsze słowo w gębie przeżuł, bo mu byłem potrzebny. Jo był tyściowi potrzebny. W tokim byłem szoku, że do tych wycinanek nie mogłem wrócić.

Teroz sobie poukłodołem wszystkie te pomoce dydaktyczne, które zgromadziłem w ubiegłym roku. Porozpisywołem co i kiedy wykorzystoć. Podgapiłem co tam jestw bibliotece i jok na wiejską szkołę to nawet mają parę nowych ksionżek i jakieś nawet programy multimedialne. Ino do angielskiego bida. Nawet słowniki dość marne.

Jutro wielki start i derektor pedzioł, że se posiedzim. Analizy byndo i każdy ma wymyślić co byndzie porobioł na godzinach "karcianych". Od wrzesnia uczyciele majo dostoć podwyżkę, ale za to muszom pracować o godzinę dłużyj. I to o tako nurmalno godzinę, co to mo 60 minut.

Niby prosto sprawo, ale jak zaczeni liczyć to wyszło, że braknie miejsca i czasu by wszystkie się pochwoliły tą godziną. Bo pracowoć mało. Jeszcze trza się chwolić. Tymczasem o 14.30 jest autobus dla dziecioków i tyla roboty w szkole z dzieciokomi. Potem to se możno zrobić zajęcia ze sobo, ale trudno sie takimi zajęciomi chwolić. Tak winc kumbinatury w Warszawie chcioły dobrze, a wylizie jok zwykle.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Witamy w nowej szkole

We wtorek się zaczena praca. Tzn jo już się rychtowałem wcześniej, ale we wtorek pojechałem poznać kogoś wiencyj niż derektora. Było posiedzenie rady i sobie posiedzieliśmy.

Najpierw derektor mnie przedstawił, że to nowy pan łot angielskiego. Wstołem, dygnołem, ale jakoś bez odzewu. Mom wrażenie, że derektor mógłby przedstawić wieszak na palto abo wypchanego bobra i tyla samo by obeszło zgromadzonych. Potem sie okazało, że w ciagu trzech lot to jo jestem czworty czy pionty anglista winc ludziom obojętne, że ktoś wpada na pół roku. Zanim poznajo to juz go nimo.

Potem derektor pomarudził jako to my mamy oświate do dupy, bo bałagan, i nic nie wiadomo, a co roku gmyrają w przepisach i nic mundrego z tego gmyrania nimo ino się gmyro dla gmyrania. Dalej cóś o nadzorze opowiadoł, ale mnie się drzymło.

Potem to zaczeli czytoć gdzie kto byndzie uczył i każdy już drzymoł razem ze mno. Jok już każdego łotczytali to trzeba było wyznaczyć szczenśliwca co by dyżury poustalał i wtedy jok na renku widoć było, że wszystkie śpią, bo się nikt nie zgłosił ino każdy jeszcze bardzij skulił.

Jak już wybrał derektor co kto ma zaroz robić to sobie pogadaliśmy o rozpoczęciu roku. Zaczon ksiund, bo łon ma pirszeństwo i wyznaczył msze na ósmo, ale derektor stwierdził, że jeszcze by dzieciaki pospały, winc byndzie na 9. Potem już tylko godoł jeden taki Heniek od historii, a wszystkie dalej spoli. Derektor spytoł, czy byndzie dobrze, paru osobom łeb całkiem sie obsunoł, co miało znaczyć, że tok i sprawo była klepnięta.

Potem derektor godoł o jakimyś ewude, że trzeba zrobić w naszej szkole i znowu możno było podrzymoć, bo jok kończył to pedzioł, że ewude zrobio Luśka i Mareczek. Zapewne na łochotnika jok to zwykle bywo.

No i się godonie skończyło. Możno było się łobudzić i wszystkie pobiegli łobaczyć podział godzin. Jo się poznołem z Anito co tyż angielskiego łuczy. Pani wice derektor przestoła być pani,a została Zosio i pokazała mi salę w której byndę mioł biurko. Zacna, zielona sala. Anito podpowiedzioła, że ksionżki dla nauczycieli som w bibliotece ino do pirwszej klasy gimnazjum jeszcze nie przysłoli, bo nowa ksionżka jest. Miołem jej podrzucić czyste płyty to mi przegro nagrania do spikingu. Orajt.

No na kuniec mogie sie pochwalić, że zostałem nacialnym redachturem gazetki szkolnej, która ostatnio ukazała się w listopadzie ubiegłego roku. Derektor chcioł aby zwinkszyć czenstotliwość wydawania i szukoł szczenśliwca. Naplotłem, że mom doświodczenie i się zgłosiłem. Przeca bloga prowadzę ze trzy tygodnie to co ni mom doświadczenia? Mom.

środa, 19 sierpnia 2009

Będę wychowawcą

Zadzwonił derektor z wieścią poruszającą. Bede wychowawcą. Sie tak porobiło, że przypodło mi w zaszczycie być wychowawco szóstej klasy. Dziwnie tak zaczynać od szóstej. Już ktoś był ich wychowawco, już ktoś ich prowadził, już ktoś wi jaka to klasa i jak z nimi godoć. Wim, że szósto klasa to wożno sprawa, bo na kuniec jest Sprawdzian.

Te nasze szkoły to tak wykombinowane, że najwożniejsze są egzaminy kuńcowe. Może se ministerka peplać, że wożne jest blebleble. Może se kurator beblać, ze wożne som plepleple, ale w szkole i tak wszyscy godojo o tych egzaminach kuńcowych i się na nie oglondają.

Dlatego jo se mogie wychowywać tych szóstoków jok kce, ale najwożniejsze, aby Sprawdzian zdoli śpiwojąco. Derektor kazoł wysmarować super plan, aby godziny wychowawcze były prowdziwymi godzinami wychowawczymi. Ja jest młody to powinienem łodrazu nabrać dobrych nawyków, że ta dodatkowa lekcja nie jest po to by dziecioki mioły czas na łodrabianie lekcji czy plotkowanie o innych. Jeno majo sie wychowywoć. żeby mnie zmotywować extra elegancko to mnie derektor nastraszył, ze łon mi zrobi wizytacyję na godzinie wychowawczej.


Jo nie przeląkł sie zbytnio, bo jok sie mo tako zaraze tyścio to mnie bele derektor niestraszny. Jeno sie przejoł, bo to wielgaśne wyzwanie. Bo co tu takich szóstaków wychowywać? O czym im mówić? Co już mieli?

Pojechołem do szkoły by lepiej poznać klasę poprzez dziennik. Poczytołem tematy z ubiegłego roku i siodłem do pisania planu. Ależ to mordęga. Dwa dni kumbinowania, szukania tematów, sprowdzania czy wiekowo dostowane. Jok już napisołemżech to sie podropołem w łepetynę i tak myśle, że to głupio robota takie planowanie na rok z góry. Jok se wymyślił zajęcia o poleniu cygorów, a to może ich nie dotyczyć. Za to byndzie problem drobnych kradzieży. Jo pitolić bynde o tym jak spędzać wolny czas, a gnojki rombać byndo w szatni kurdupli z czwartej. Jo se pogodom o anoreksji, a dziewuchy byndo z pempkami przekłutymi paradować po szkole. Widzi misie, że toki plan na coły rok to o kant żopy można rozbić. Pisze, się bo trza, ale potem i tak trza robić swoje. Po co więc się pisze?

niedziela, 16 sierpnia 2009

Zostałem piastunką

Śwagierka wyłamała się przed szereg i przyszła po prośbie. Jej psiapsiółka zgłupła do cna i wychodzi za mąż. Weselicho bedzie na sto dwa ino trza dojechać sto pięć, a małej Misi nie ma z kim zostawić. Tyście kuchane obróciły się plecami, ze one już bachorów się nabawiły i czasu ni majo.

Bieda, bo weselisko na sto dwa, spanie nawet zgotowane, że można zabaciarzyć, ale co z Misią? Ona temu winna szprytnie wywinęła się obowiązkami przy babuni, którą do kuzynki trza zawieść. Dookoła madonny i nie czas dzieci podrzucać. Ostatnią deską ratunku został śwagier. Wszak belfer to może się nada.

Zostałem piastunką. Misia ma 4 i pół roku i jest bardzo rezolutna. Jak się śwagry wyniosły to wsadziłem Misię w auto i pojechaliśmy do samiuśkiego Rzeszowa. Nawet ładne ci to miasto. Dziwnie równe drogi mają, a nad rzeka nie ma haszczy tylko alejki i place zabaw. Tylko ludzi nie było. Pewnie wszystkie uganiają się za madonnami.

Zaczeliśmy od zdrowego zywienia hot-dogiem na stacji benzynowej. Potem wytaszczyłem rowerki i pojechaliśmy zwiedzać ten Rzeszów. Jedziemy sobie wzdłuż jakisik zalewu. Woda, drzewa i alejka z latarniami, a tu za zakrętem pośrodku w sumie niczego plac zabaw wyskakuje. Z boku wiata z ławeczkami, a pośrodku wiaty wielgaśny grill kamienny. Mysle sobie skubaniutkie te Rzeszowiaki i jeszcze nie zabadźgali szprejem ani nikt kratki nie ukradł. Miśka szału dostała, bo na placu zabaw wirusowa zjeździalnia.

Potem pojechaliśmy w stronę miasta. Dojechalismy do zapory i konbiec ścieżki. Trza było taszczyć rowerki po schodach, a tam przejście dla pieszych przez 4 pasy. Przejście bez świateł. Na szczęście syckie za madonnami, ale strach pomyśleć co się dzieje w dzień roboczy. Nu jednak nie takie sprytne te Rzeszowiaki.

Za przejściem wyskoczył nam park, a tam rewelacja w postaci ciuchci. Przejechaliśmy się alejkami parku najpierw ciuchcią, a potem rowerkami i znowu plac zabaw. Miśka poużywała.

Dalej już samochodem podjechaliśmy do centrum. Ładny rynek, widać że włożono sporo kasy w odnowienie tych kamieniczek. Dookoła ogródki, a tuz obok ratusza scena, na której ryczały jakieś szarpidruty. Ryczały, a przecież madonny. Nie było żadnej pikiety, a ludzi całkiem sporo i wiele dzieci. Zjedliśmy pizzę, a potem lody. Posłuchaliśmy szarpidrutów i gdy słoneczko zaczęło chować się za kamieniczkami, a Misi słodkie oczęta zaczęły się dziewnie kurczyć to znak był, żeby wracać. Było już całkiem ciemno gdy dojechaliśmy do domu. Maluch chrapał już grubo, a żonka mnie beształa, że po nocach z dzieckiem się włóczę.

Rano okazało się, że jestem zakochany. Mała Michalina zawładnęła mym sercem. Po tym jak z zapałem relacjonowała co robiliśmy to chyba jest miłość odzwzajemniona.

środa, 12 sierpnia 2009

Moje z wiśnią mocowanie

Praca uszlachetnia. Babunia wymyśliła, że staro wiśnię trza wyciąć. Uczyciel na wakacjach, bambuch rośnie, więc do roboty sie rwołem. Siodła se babunia i śmieje;
Co się ciumbaryku tak w łepetyne skrabiesz.

No obmyślam strategię

Bieri piłe i rżnij. Co tu dumać.

No właśnie to jest ta strategia, bo skund wziąć piłę? Do tego -tu wymownym ruchem głowy wskazałem na sadybę tyścia- nie pójdę.

Od czego jest allegro? Najszła piła to i najszła ochota do jej wypróbowania.

brum brum i po jednej gałęzi. Fajno robota. Tylko 8 godzin i po wiśni została ino dziura w ziemi.

Nu widzisz, tyś całkiem udatny- pochwaliła babunia.

Ja miałem sporo gimnastyki, bo i gałęzie pociąć, i potem pień obalić, i wykarczować pieniek, a zabawa z korzeniami to najgorsza sprawa. Wreszcie pociąć i porąbać drzewo oraz poukładać pod szopą. Fajno robota, bo widać konkretny efekt. Tylko czemu dzisiaj tak wszystkie gnaty bolą?

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Z ćwiartką na karku

Mioło być fojnie, bo stukło mi dwodzieścio pińć lot. Żonka upiekła ciasto i doła prezent. Potem przyszło rodzina zza płota w osobie tyścia z babiną schowaną za plecami. Wpodł śwagier z babiną schowaną za plecami. Postowiłem się, a co.

Co żech dokonał w ciagu ćwierćwiecza nedznego żywota. Tyść to już wojsko zaliczył i swoja babinę tyż, bo mu się syn urodził. Śwagier tyż wojsko zaliczył, i swoja babinę i mu się córo urodziła. A ty?

Nu ja studia zaliczył i swoja babinę zaliczył ino jeszcze dzików ni mo, bo żonko nie chce.

Jak to nie chce? warknął tyść. Jakeś jo wychowoł?

Nu ja jo wychowuje rok, ale tyść się nie popisoł wcześniej przez 20 lot skoro ona mo tokie rewolucyjne myśli.

No i omol nie dostołem wpierdul.

Fajno mom żonkę i kompletnie nie wychowano, bo jok się tyść zaperzył, że my żyły na czole powyłoziły to go razem ze śwagrem i babinami schowanymi za plecami przegnoła. A babka, u której w chołupie mieszkomy się rechotała tak głośno, że szklonki z wódko na stole dryndoły.
Babka ma tyścia za durnia i dziwi się swej córce, ze ta tak za plecami łozi. Na szczęście we wnuczce pozostała jeszcze krew dawnych panów co się byla durniom nie kłaniali.

Potem żech siodł i tak podumał. Ćwierć wieku minęło, a ja mam chałupinę. Fakt stara, ale własna i powoli się modernizuje. Mam auto. Właściwie to żonka ma i auto niemal pełnoletnie, ale jeździ. Mam pracę, która jeszcze lubię, a na warunki wiejskie to nie tak źle płatną zwłaszcza gdy popatrzeć na czas pracy. Najważniejsze to mam tak cudną żonkę co piecze świetną szarlotkę. No wreszcie mam tyścia za płotem. Takiego Pawlaka czy Kargula. Uroczo jest.

piątek, 7 sierpnia 2009

Nowy start

Łona temu winno,
Łona temu winno...

Ech te baby. A co to źle mi było w mieścinie? Kino było, barów ze cztery, kumpli ze dwunastu, okazji do wylania za kołnierz ze trzydzieści. Aż tu zwiodła mnie tako jedno i potargała gdzieś na zadupie. Nikogo jo tu nie znom, a tyść jeszcze spode łbo gniewnie łypie.


Coś ty do doma przytargała?

Niby chop, a nie chop. Fachu nie ma żadnego. Uczyciel zbolały. Toż do szkoły lezą najgorsze fujary lub jakie zboczeńce. Leży taki w oczy somsiadów kłuje, bo nic nie robi jeno jakiesik ksionżki czyto. Ty do roboty ganiosz, a łon leży i wczasuje psia mać.


Jakem przylazł z dobro nowino, że robotę znalazłem to tyść splunoł Też mi robota. A ile ty bedziesz zarabioł?


Jakem pedział, że dwa tysie to ta chitra sztuka od razu mnie skontrolowała Na renkę?


Sie wydało, że nie. Śwagier bez studiów zarabia na renke 3 tysie więc ja przy nim dupa zbolała.
Coś ty przytargała?


Chciołem się pokazoć to tyścia ugościłem. Pod stół fachowo zjechoł, ale i tak było, źle bo
Tyś musioł jako gówniano wódkę kupić, bo mnie łepetyno dzisioj nap....


Chiołem sie pokozoć i wykarczowałem dwa pnie po starych śliwoch.
Po coś ty sie tok menczył jak Antek traktórem by to roz dwo wydorł.


Nimo rody. Kupiłemsech notebuka z fifirifi i bede blogowoł, bo z tymi jełopami się niedogodom. Jeszcze ze trzy tygodnie i do roboty pójde to zleze z oczu. Tyle, ze jak tu wszystkie takie marudy to przydzie oszaleć.