piątek, 11 września 2009

Sprawozdanie ze spotkania z rodzicami

Pirwsze spotkanie z rodzicielkami mioło być strosznie trudne. Naczytołem się w internecie jokie te rodzice stroszne, że sie o bele co przypindoloją i że kłótliwe cholery i jeszcze kożdy mundrzejszy od drugiego.

Potem sie naczytołem jakie to fajerwerki uczyciele gotują rodzicom co by im beło miło na tokim zebroniu. Trza plan mieć, bo potem sprowozdonie z tokiego spotkania się robi. Oprócz planu trza wymyślić cosik fojnego by uczyciela polubili no i trochę tych rodziców poedukowoć, by wiedzieli co się w oświocie dzieje.

Czasem łot tego czytonia to możno zdurnieć winc nie czytojcie za wiela. Jo się naczytoł i ślęczyłem nad tymi duperelami ze dwie noce. Trenowołem mowe przed lustrem. Rozplanowołem co bynde godoł. Trochę informacji ze szkoły, troche o sobie, dyć jestem nowy, trochę o przepisoch i reformie co by ministerka beła ze mnie dumna no i jeszcze jaki żorcik tak by sie podlizoć, że jo równy chop. Na kuniec miołem już imiennie pochwolić każdego wychowonko, żeby już cołkiem wleźć rodzicom do tyłka. Tak jedne psychologi mowiły, że tokie chwolenie dobrze rodzicom robi i jok już byndo szczenśliwe to potem łatwiej nimi manipulowoć.

No to bełem wyrychtowany jok panna na wesele i pojechołem na to spotkonie. Najsampierw derektor mioł mowę. Nagodoł sie o skolnioku przed szkoło, że to burmistrz toki świnty. Potem coś tom opowiodoł o reformie (cheba tyż się chcioł ministerce podlizoć). Potem cosik pożartował, że dzieciów mało, bo sie rodzicielki obijojo. Jok sie juz baby nachichrały to kazoł płacić za ubezpieczenie. Cwoniok musioł tych samych psychologów czytoć co jo.

Po tej czenści łogólnej pedzioł, że teroz to się mogo rodzicielki spotkoć z wychowowcomi w klasach. Lekka mnie drgawka wziena, bo się mi pokićkało w łepetynie co żem sobie jo to przygotowoł. Planu misternego nie chciołem zawolić i na mienkich nogoch polazłem do swej klasy.

Otworłem drzwi i czekołem aż kto przyndzie. Czekołem, czekołem aż po dziesięciu minutoch wpodły dwie rodzicielki się wpisoć na liste i pognoć do innej klasy bo tam tyż majo dzieci. Zdonżyłem się przywitoć i pedzieć, że jo Krzysiek jest. Po chwili jeszcze jedna przyszło, ale łokazało się, ze una z klasy "be", a jo mom "a." Posiedziołem jeszcze 10 minut, ale nikt nie przylozł to se poszedłem. Co będę tu tak sam siedział?

Mowię wom nie czytojcie za wiela, bo zgłupiejecie. To, że w mazowieckim jest strasznie nijok nie pasuje do podkarpackiego. To, że u mnie prowie nikt nie przylozł i co lepsze żodnego sprawozdonia nie chcioł ze spotkania to nie znaczy, że w gminie łobok jest tok samo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz