piątek, 25 września 2009

Papióry

Co kraj to łobyczaj tako rzecze stare porzekadło. Co szkoła tyla papiórów do roboty. Ministerka godała, ze ma tych papiórów być coraz mniej. Nawet MEN ostatnio przypomniał, co by tych papiórów nie mnożyć, ale oczywiście wsie w łapoch derektora.

Jedne som tokie, że im szafów brakuje, bo juz ni mojo gdzie trzymoć tej makulatury, którą każą naprodukować. Jok bełem małym śpikiem to po wywiadówce za gatki wpychało się gazetów co by żyć od pasa tok nie bolała. Widoć te derektory dobrą lekcję wzieny z dzieciństwa i sobie zadki ta makulatura chcą chronić. Szkoda tylko, że zawracajo głowe uczycielom, którzy zamiost sie rychtowac do lekcji to dupochrony derekcji majstrują.

Drugie som tokie, że każo w przypływie fantazji produkowac jokies papióry, a to fantastyczne plany, a to zmyslne procedury. Toki słomiany zapoł po szkoleniu. Siakis mundrala sie pochwolił, że wyrychtowane ma w szkole takie papióry nad papiórami, ze wizytatorowi z kuratorium gembo się szczerzyło jok mi do karkówki z grilla. Derektory nie chcom być felerne i dawoj do roboty gonio, żeby mieć też cudeńka.

Som jeszcze derektory co to cud, miód, malina i papiórów każo robić jok uloł, ale wsie wiedzą, ze tokie derektory som,ale nikto ich nie widzioł.

Moj derektor to typ drugi. Na poczatku roku wydumał sobie, że będziem teroz robic ekstra robote wychowawczą, a do tego potrza nowych, sprytnych sposobów. Dostołem sie do grupy roboczej i na wczorej wykombinowali takie superaśne rzeczy, że ło matko. Derektor dokumenty wzion i słuch po nich zaginoł. JHo to sie nowet upomniołem co z tymi papiórami, a derektor pochwalił, a jakże i łobiecoł, że na nastepnej radzie pogodomy. No i nie pogodoliśmy.

Tydzień temu wyjszło, że kolejne moje papióry co to jeszcze na wakacjach wyrychtowałem mozna rzucic w kosz. Derektor na znak zaufania pedzioł, żebym w tym roku przygotowoł dziecioki do konkursu przedmiotowego. Takom strategiczna taktyke wykombinowałem, że już widziołem jok przełazim kolejne etapy. Potem miołem okazję te plany zetknąc z dzieckami i juz nie beło tok rózowiósko, a potem okazało się, że konkurs nie byndzie jok rok temu zimą tylko w październiku i se mogę wsodzić swe plany tom gdzie wstyd zaglondoć.

No i jok tu ducha nie gasić, gdy człek do roboty zapalony, a potem okazuje sie, ze to na marne, bo co chwila się władzy zminio koncepcja, a przykłod idzie z góry. Teroz derektor postawił nowe wyzwonie, ale nie wim czy on tak na poważnie czy se jaja robi. Jo jeszcze młody i we łbie buzuje, więc zapaliłem sie do roboty. W weekend nowy papiór wyrychtuje.

niedziela, 20 września 2009

Po co komu podręczniki do angielskiego?

Jo se tok dumom, że podręczniki to uczycielom przyszkadzajo w robocie. Bo to same zmortwienia ino bez te ksionżki.

Najsampierw potrza je wybroć. Lezie taka bida do ksiengarni i zazira na jedno, i zazira na drugo i te ksionżki takie same jeno w jednej som pszczółki, a we drugiej motylki.
Pszczółki takie pracowitsze to se wybiorę pszczólki wygrymasił uczyciel, ale potem trza porównać cenę. Taka sam jak ta z motylkami. No to policzyć ile jest naklepek. Tyla samo. Niech byndo te pszczółki.

A tu do wsi pyndem gazuje CeBeA. Czemuś ty wybroł pszczółki jok motylki kolorowsze, a pasikoniki o dwa zeta tańsze, a biedroneczki som w kropeczki. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Naszoł wrzesień i dziecioki poszły do szkoły. Tamok uczyciel kazoł kupić ksionżki z pszczółkami. Kazoć to un se może. Dwa tygodnie, a ksionżki ma 1/3 klasy. Reszta ma wykopki abo inne sprawunki, a zreszto w mieście ni mo ksionżek. Uczyciel powinien som kupić i do wsi przywieźć, bo tok robiła uczycielka i beło dobrze. No to uczyciel jadzie kupić ksionżki, bo durak. Ksionżki nawiózł do wsi, ale kupiła 1/3, bo reszto i tok ni mo czasu. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Uczyciel to franca ksionżki nowe kazoł nakupować, a tu w telewizji godojo, że ministerka pozwoliła stare ksionzki używoć. Jadzia mioła stare ćwiczenia po bracie. Wypełnione jok sie potrzy, a ten sie uparł jok stary cap i nowe i nowe. Nawet wygumkowała bidula te ćwiczenia. Cało godzinę siedzioła i gumkowała psiokrewski długopis, a ten tylko nowe i nowe. Cwaniok jeden, a ministerka mówi, ze mogo być stare. Oszust, bo pedzioł, że musi być nowy podręcznik. Ludziska sie wykosztowali, majuntek wyprzedali by kupić nowe. Ludzie niegłupie i swoje wiedzo. Musieli mu te od pszczółek do kieszeni co włożyć. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Na końcu roku wyjszło, że dziecioki gdziesik nie napisały egzaminu dobrze, bo uczycielki nie zrealizowały programu. Na feriach sie lenię, i wakacje zbijajo bąki, a potem jok trza robotę zrobić to ni majo czasu by zrealizować program. Potrzcie ten też leń jeden z drugim nic nie robi. Całe pitnaście stron ksionżki niezapisane. Tu ściubnął, tam ściubnął, ale tyla jeszcze ksionżki pustej zostawił. Nie mioł czasu programu zrealizować, ale wsie święta w chałupie przesiedzioł zamiost do roboty chodzić. No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Gapi się uczyciel w podstawę programową i ni w ząb nie wie o co chodzi. Otworzył ksionżkę i już wi. Potem galopuje z to ksionżką i pyta kulegów. Ratujcie co robić? Jo tok gonie i gonie. Ledwie po łebkoch lekcję zrobie, zadanie do domu na dwie strony wysmaruję, ale widzę, ze i tak tego podręcznika nie dam rady zrobić całego. Derektor zwolni, ludzie oplują, a kuledzy wyśmieją. Ratujcie. Tok skamle uczyciel na forum uczycielskim.
No i po co beło wybiroć ten podręcznik?

Jo już wim, czemu ministerstwo nie kupi praw do jednego podręcznika, który możnaby opublikować w internecie, by kożdy mogł sobie ściągnąć i wydrukować za pińć zeta. Lepij dopłacoć co roku bidakom. Lepij jest rozdawoć nowe koncesje na nowe podręczniki, bo jeszcze by ktos pomyśloł łot czego te ministerstwo. No i zawsze sie ktoś przypindoli, że wybroli te z pszczółkami, a nie motylkami.

wtorek, 15 września 2009

Wszyndzie dobrze gdzie nos ni mo

Uczyciele to majo dobrze, bo robio po 18 godzin, a własciwie to 13,5, bo tyla godzin zegarowych to ich robota. Reszte se bimbają i jeszcze te wakacje, ferie, świątki, rekulekcje i inne akademie. Dlatego kumbinują ludziska jok tu tych uczycieli zamyknąć w szkole na 8 godzin, bo tyla robią uczciwe robotniki. Uczyciele robio na opak winc pewnie nieuczciwe. Tylko gdzie ich poupychoć w tej szkole. Jok byndo siedziec na kupie to nic ino naplotkują, kawe wysiorbią, bo roboty tak w kupie się nie do zrobić. Ale uczciwe ludzie nie mogą przeboleć winc najlepiej uczyciela zamyknąć, co ma mieć lepiej.

Godoć z ucziwymi trudno, bo oni majo swoją matematykę, ale w końcu kożdy uczyciel ma powołanie winc oprócz przedmiotu zajmuje się oświatą ogólną, abo jok to specyjalisty wykumbinowały pedagogizacja rodziców cokolwiek to za cholerstwo jest. Jo winc naskrobał rozdzielnik godzinowy i podsunął jednemu rodzicowi. Co un z tego zrozumi to się aż boję, ale popatrzta com nabaźgrał.

rzetelny nauczyciel w tygodniu
pensum 18 g dyd + 1 = 14,5 h
przygotowanie do zajęć = 10 h *
zeszyty i ćwiczenia = 7 godzin **
Raz w miesiącu praca pisemna = 10h***

Sprawdziany = 10h patrz praca pisemna w domu
Dokumentacja niech byndzie to minimum w tyg. 1-2 godziny. ****
Sprawy wychowawcze - Niech to byndzie tylko 1h tygodniowo *****
Sprawy funkcyjne w szkole 1-2 h
Opieka (dyżury, wycieczki, dyskoteki) 2 h tygodniowo

suma ok 55h / tydzień

Teraz sie pobawta matematyką i pokożcie gdzie nauczycielom dołożyć. Wiela punktów zostało potraktowanych optymistycznie, bo sprawdzion można poprawioć godzinę, bo w szkole so różne zdarzenia i na sprawy wychowawcze traci się wincej czasu, bo dokumentacji semestralnej nie da sie zrobić w październiku, bo do tego dochodzi samoksztołcenie (zminiojące się prawo oświatowe oraz podstowy programowe), a trza sie tyż rozwijoć, coś przeczytoć, bo każda dziedzina się dynamicznie zminio, bo trza mieć tyż rozeznanie co młodzież aktualnie nurtuje. Nie będę z pokoleniem bentena czy hannah montana godoł o muminkach i koniu Karino. A jok mi który w zeszycie napisze WTF to tyz pasuje wiedzieć co to. Godzine wychowawcza o bulimii przeprowadzić w oparciu o rzetelne informacje, dokształcić sie w udzielaniu pirwszej pomocy, wiedzieć co sie dzieje na świecie, rozróżnioć tipsiarę od blachary, mieć pojecie czy Legia ma sztamę z Ruchem czy raczyj z Zagłebiem itd itd

Proszę to teraz rozpisać na godziny.

*(każda lekcja to ok pół godziny. So takie, że trza posiedzieć 2-3 godziny, a so takie, że storczy kwadrans. Nie trzeba się przygotowywać? patrz nagłówek rzetelny nauczyciel, a nie partacz. W kożdej klasie so uczniowie dysfunkcyjni (dysleksja, dyskalkulia, adhd) dla nich trzeba osobny pakiet. Trza posiedzieć, a każdy jest indywidualnością, winc nie da się Jackowi dac tego samego co Klaudii) Winc ograniczmy się do 10h)

** (kożdy uczy 150-200 uczniów. Raz w miesiącu należy sprawdzić ćwiczenia i zeszyt) niech to bedzie tylko 10 minut (nauczyciele się uśmieją, bo w 10 minut to se można przekartkować, a nie przeczytoć, wyłapoć błendy i je opisać, ale niech to będzie choćby 10 minut) 160 uczniów/4 = 40 zeszytów albo ćwiczeń 40 X 10 minut = 400 minut = cirka about 7 godzin

***Arytmetyka jak przy zeszycie tyle, że na poprawę ok kwadransu 40 X 15 = 600 minut

****(statystyki obecności, sprawozdania, dokumentacja bieżąca . Pod koniec semestru jest to kilkanaście godzin,ale rozbijmy to na średnią (choć się nie da)

*****Nie ma uczniów bezproblemowych. Kożdemu potrza choć
chwilę poświęcić. Nieśmiałego popchnąć do działania, nadpobudliwego
ukierunkować, rozrabiakę zdyscyplinować, lenia zmotywować, profilaktycznie wskazoć pewne wzorce. Nie podejmuje się tego ująć w ramy czasowe. 25 uczniów w klasie. ile minut tygodniowo 5, 10 czy 30.

******(Zespół wychowawczy, zespół przedmiotowy, opiekun samorządu, opiekun gazetki, opieka nad klasopracownią, kożdy cosik mo.)

piątek, 11 września 2009

Pikna szkoła

Momy pikną szkołę. Najpikniejszą. W ubiegłym roku wtynkowali. Dwa lata wcześniej wykostkowali dziedziniec. Tok opowiadają uczyciele. Jo ino widzioł jok w tym roku pikny skolniczek robili. Tuje posodzili i choiny i kwiotki różne i trowki świżej zasioli. Teroz jeszcze jok pan Edzio skuńczy malowoć płot to już byndzie pirwsza klasa. Szkoła wyglondo elegancko. Jok kto spojrzy to musi pedzieć, że tutoj to mojo superaśne szkoły.

Ino to jest tok jok czynsto bywa,że jak zaziro poza fasadę to okazuje się że pikna kolorowa ściana na starej belce podparta i strach do środka włozić. Tutoj belki ni mo i ściony stoją. Wchodzisz do sali, a tom krzesła najróźniejsze jokby kozdy przytorgoł swoje z domu. Czasem tych krzeseł braokuje i dziecioki ganiojo po szkole i szukojo gdzie jest jokie wolne.

Spytołem czy mozno dostoć kulorowo kredę. Możno, ale w sklepie jok se kupie.
Spytołem czy jest magnetofon. Jest, nawyt dwa so. 12 klas i dwa magnetofony. Trza tok kumbinować, żeby sobie poradzić, czyli kto pirwszy ten musi ustąpić pani Bożence, bo ona dwa lata temu wyżebrała magnetofon. Drugi i tok stoi przybity gwoździomi w jednej sali co to jest salą muzyczną.

W pracowni komputerowej jest piknie. Kafelki nowiuśkie na podłodze. Okna dwa lata temu wstowili. Biało tablica, cołkiem profesjonalno. Możno po niej pisoc ino ni mo czym. Trza se kupić. Jest 10 komputerów. Działa 6, a 5 ma dostęp do internetu, a 1 to nawet ma słuchawki i można sobie posłuchać. Za to przed salo jest nowa kamera. Pilnuje tych cudeniek. Przed szkoło so trzy kamery. Pilnują skalnioka i latarenek koło niego.

Wczorej poszedłemżech skserowoć extra cwiczenia dzieciokom co majo w olimpiadzie broć udzioł. Ksero się na wrzesień skuńczyło. Za dużo nauczyciele planów nadrukowali i zabrakło proszku. Następna dostawa na początku października. Teroz wożniejsze jest płot pomalowoć. Taki łobdrapany durnie wyglądo przy tym nowym skalnioku.


Sprawozdanie ze spotkania z rodzicami

Pirwsze spotkanie z rodzicielkami mioło być strosznie trudne. Naczytołem się w internecie jokie te rodzice stroszne, że sie o bele co przypindoloją i że kłótliwe cholery i jeszcze kożdy mundrzejszy od drugiego.

Potem sie naczytołem jakie to fajerwerki uczyciele gotują rodzicom co by im beło miło na tokim zebroniu. Trza plan mieć, bo potem sprowozdonie z tokiego spotkania się robi. Oprócz planu trza wymyślić cosik fojnego by uczyciela polubili no i trochę tych rodziców poedukowoć, by wiedzieli co się w oświocie dzieje.

Czasem łot tego czytonia to możno zdurnieć winc nie czytojcie za wiela. Jo się naczytoł i ślęczyłem nad tymi duperelami ze dwie noce. Trenowołem mowe przed lustrem. Rozplanowołem co bynde godoł. Trochę informacji ze szkoły, troche o sobie, dyć jestem nowy, trochę o przepisoch i reformie co by ministerka beła ze mnie dumna no i jeszcze jaki żorcik tak by sie podlizoć, że jo równy chop. Na kuniec miołem już imiennie pochwolić każdego wychowonko, żeby już cołkiem wleźć rodzicom do tyłka. Tak jedne psychologi mowiły, że tokie chwolenie dobrze rodzicom robi i jok już byndo szczenśliwe to potem łatwiej nimi manipulowoć.

No to bełem wyrychtowany jok panna na wesele i pojechołem na to spotkonie. Najsampierw derektor mioł mowę. Nagodoł sie o skolnioku przed szkoło, że to burmistrz toki świnty. Potem coś tom opowiodoł o reformie (cheba tyż się chcioł ministerce podlizoć). Potem cosik pożartował, że dzieciów mało, bo sie rodzicielki obijojo. Jok sie juz baby nachichrały to kazoł płacić za ubezpieczenie. Cwoniok musioł tych samych psychologów czytoć co jo.

Po tej czenści łogólnej pedzioł, że teroz to się mogo rodzicielki spotkoć z wychowowcomi w klasach. Lekka mnie drgawka wziena, bo się mi pokićkało w łepetynie co żem sobie jo to przygotowoł. Planu misternego nie chciołem zawolić i na mienkich nogoch polazłem do swej klasy.

Otworłem drzwi i czekołem aż kto przyndzie. Czekołem, czekołem aż po dziesięciu minutoch wpodły dwie rodzicielki się wpisoć na liste i pognoć do innej klasy bo tam tyż majo dzieci. Zdonżyłem się przywitoć i pedzieć, że jo Krzysiek jest. Po chwili jeszcze jedna przyszło, ale łokazało się, ze una z klasy "be", a jo mom "a." Posiedziołem jeszcze 10 minut, ale nikt nie przylozł to se poszedłem. Co będę tu tak sam siedział?

Mowię wom nie czytojcie za wiela, bo zgłupiejecie. To, że w mazowieckim jest strasznie nijok nie pasuje do podkarpackiego. To, że u mnie prowie nikt nie przylozł i co lepsze żodnego sprawozdonia nie chcioł ze spotkania to nie znaczy, że w gminie łobok jest tok samo.



poniedziałek, 7 września 2009

Wycieczka szkolna w sobotę

Dziecioki mnie dziś oblozły i pytoją; kiedy jadziem na wycieczkę? No to bekłem, że jutro i po chwilowym hurra ja zapytołem - a gdzie jadziem? Łokazało się, że tako w szkole tradycja, że na początku roku lezo do kogoś na łognisko. Ot cała wycieczka. Byla ze szkoły nawiać. Fajno tradycja, bo jo tyż chętnie nawieje. Jeno zamiost komuś po chałpie sie szlajoć wykumbinowałem, że pojadziem rowerami do lasu.

Wyjszło, że wszystkie dzieciaki rowery majo ino jo ostatnia lebioda ni mom. Dało się to jednok siakoś załotwić. Rowery momy, miejsce w lesie zaklepone, bo łojciec jednego bisurmana jest leśnikiem, habanino kożdy mo swoje przytorgoć. Jutro mom 6 godzin to jok w mordę szczylo pasuje. Fajno ta tradycja.

Poszedłem sie pochwolić derektorowi, joki jo sprytny i w jeden dzień wycieczkę zorgonizowołem. Derektor pokiwoł głową i pedział, że tradycja włośnie sie skuńczyła. W tym roku w Warszawie nakozali godziny liczyć i tero wycieczki byndo ino w sobotę. Nakozali w pirwszej klasie - błysnołemżech erudycyją. Zgoda, ino u nos w szkole jest jak u muszkieterów. Jeden za wszystkie, winc jok pirwsze klasy majo godziny liczyć to reszto tyż i tradycji już ni mo.

Co żem się nabiedził jok to pedzieć klasie by mnie nie zaciukoli. Bohatyrsko zwoliłem wszystko na derektora, że wymyślił nowo tradycję. Wycieczki bedą w soboty, winc wszystko gro. Zamiost jutro pojadziem w sobote do lasu. Wyjszło tok, że nastypną lekcję wychowawczo trza byndzie zrobić jokich wyrozów nie używomy w szkole, a w sobote to se mogie jechoc na wycieczke z derektorem. Nie, dziekuję. Jo tom wolę moją żonkę.

piątek, 4 września 2009

Pierwszy tydzień morderczy

Włośnie dotorłem do chałpy po tygodniu roboty. Urobiony po pachy. Sił storczyło jeno by wytorgać z lodówki piwo zimne, jasne, pełne i pstryknoć w guzik laptopa. Jok mi by kto dzisioj pedzioł, że uczyciele majo łotwo robotę to chiba bym wyrżnoł w japę.

Jo myśłoł, że to w gimnazjum jest ugór, ale kilka lekcji w klasach początkowych szkoły podstowowej mnie sprowodziło no ziemię. Tom ni mo ćwiczeń i dziecioki na dupie nie usiedzo. Jok ich jest 24 i kozde chce sie zopytoć abo coś pedzieć to ni mo szons by beło cicho. Trza ich siakoś zbajerować, a winc namorduje się uczyciel by fojno zabowa była, a to igroszkę nową trza rychtować, bo tamto się znudziła. I tok 45 minut z rozbiegonymi gałami, żeby kożdego miec pod okiem, by nie wlozł na okno, abo nie ciuknoł koleżkę w łepetynę, bo zaro jest bitka.

Ledwie na rotunek zadzwonio to zaroz na skaranie dzwoni nazad do roboty. Po 5 godzinoch juz nie wiodomo jok się som nozywosz. Po sześciu potrzysz no drzwi, a we łbie sie tok kolibie jokby kto pierdyknoł bloszonym wioderkiem.

Wrocom do chałpy, a tam papiry do obrobienia. Siakieś plany do poprowki, trza zaglądnoć co jutro wykombinowoć z drugo be, a co z pionto. No dodotek derektor kazoł wypisoć co jo bedę robił na extra godzinie, któro ministry uczycielom kozoli wyrobić. Teroz kożdy mo swoje 18 godzin dydoktycznych i jedno godzinę zegarowo extra na zajęcia extra. Ino na wsi ni mo gdzie tego naupychoć, bo sal brakuje, dziecków mało, a autobus zabiro ich o 14.30. Ktoś chcioł dobrze, winc z Warszawy nakazoł, a że wszystkie w terenie widzo, ze pomysł do dupy to już ni nowina. Przyzwyczajone, że w stolicy kiepsko prowincje widoć.